środa, 28 grudnia 2011

Najlepszy sposób na zrzucenie 200 kalori :)

Rower jak rower. Nie musi się ruszać, żeby nim pojeździć :) Najlepsza reklama rowerowa jaka widziałam!!!

środa, 7 grudnia 2011

Start- niebo, Meta- piekło


 
 Znacie państwo Erytrea? Nie? Ja też nie znałam i przyznaję się do tego z bólem. Po obejrzeniu wystawy Word Press Photo 2011, która na stałe zagościła już w kalendarzy kulturalnym Opola, dowiedziałam się, że w tym właśnie afrykańskim państwie najbardziej popularnym sportem jest kolarstwo.

            Reportaż opowiada historię mieszkańca tego Państwa Janniego Teweldego, który startuje w wyścigach rowerowych. Erytrea Tour ma swoje korzenie już w roku 1959. Jest podzielony na 10 etapów, a trasa liczy ponad 710 km. Co roku do wyścigu przygotowuje się 100 profesjonalistów i jeszcze więcej amatorów. Jego popularność przyciąga wielu widzów.

Autorem reportażu jest Chris Keulen. Urodził się w Heerlen w Holandii w 1959 roku. Ukończył język duński, literaturę i fotografię na Królewskiej Akademii w Hadze. Jego prace odnajdują w miejscach zwykłych niezwykłe historie. Za swój reportaż otrzymał III nagrodę w kategorii sport.

Tę małą radość jaką daje rower uwieczniono w tle surowego obrazu, pochodu wielbłądów i otaczającej biedy. Co sprawiło, że w małym, zapomnianym przez świat kraju rower jest tak popularny. Okazuje się, że to wpływy włoskiej kolonii. Przez długie lata miejscowi nie mieli wstępu na rajd. Po odzyskaniu niepodległości w 2001 wszyscy mieszkańcy mogli oddać się kolarstwu czynnie lub biernie, jako kibice. Widok dalece odstępuje temu, który znamy z telewizji. Przeważnie mamy do czynienia z prestiżowym kolarstwem. W reportażu uderza kontrast. Istnieje w nim jednak równowaga miedzy tym co smuci, a tym co ekscytuje.

Najpierw trochę prestiżu. Rusza się w upiornym upale w prawie siedmiuset kilometrową trasę. Długotrwale przygotowania nie mogą pójść na marne. Mija się zafascynowanych ludzi, fanów gratulujących i cieszących się z „narodowego święta”. Jest meta! Satysfakcja i poczucie spełnienia ustępuje po dotarciu do domu. Do codzienności. Do biedy. Start okazuje się być namiastką nieba. Meta to już powrót do piekła. Powrót do restrykcyjnego reżimu. 

Ta subtelna różnica miedzy dwoma odmiennymi zjawiskami oddaje całą prawdę o tym, ile poczucia wolności może dać jazda na rowerze.